Dla Weroniki, tak samo jak ostatnio.
Z zasługi
Z wdzięczności
Z potrzeby. Zarówno mojej jak i jej.
Dzikie tango deszczu na szkarłatnej szybie. Kropla za kroplą, smuga za smugą, gonitwa w porywach namiętności.
Ciekawe czy podobnie prezentowało się to na mojej twarzy. Chyba nie.
Może był to polonez, a może walc ? A może tylko ucieczka kawałka duszy od ciała. Szczęśliwe skrawki, pojedyncze, fortunne, które za sprawą cudu znalazły szlak ucieczki.
Nie wiem, lustro nie pokazywało przeznaczenia żadnej łzy, zdjęcie nie pokazywało jej celu, a oczy innych nie dostrzegały w nich błysku sensu.
- Cuchnie tu depresją. Violetta, weź się w garść. Zrób coś dla siebie, i dla mnie przy okazji, na przykład się wykąp.
- Jesteś strasznie upierdliwy, Marco. Nie czuję zapotrzebowania na kąpiel.
- Sprostuję, mała cuchniesz. - Podnoszę wzrok znad sterty brudnych od tuszu poduch i miażdżę go irytacją wijącą się w oczach. - Tak się nie da, Viola. Jak mam Ci pomóc skoro nie mówisz mi o co konkretnie chodzi ?
- Po prostu, nie pomagaj. Tak będzie prościej, od swoich brudów mam swoje ciało.
- Dosłownie.
- Chcesz mi pomóc, a mimo tego nabijasz się ze mnie. Nieprzyjemny zapach to nie jest pretekst. Gdybyś wiedział o co chodzi nie dziwił byś się, że nie mam siły na nic. Ale nie wiesz i się nie dowiesz. Nie ode mnie. - On by zrozumiał ? Nie wiem, ryzyko nie zawsze jest opłacalne. Są wnioski, których nawet osoba najbliższa twojej duszy nie zaakceptuje, nie odbierze ich znaczenia właściwie, jak antena od telewizora na wietrze, moje wspomnienia była obrazem ukrytym za kotarą zacinających się urywek.
- Nie jesteś zbyt skora do współpracy, próbuje wyciągnąć się spod gruzu żalu, a do tego potrzeba mi spora miarka humoru. Zacznij znowu rżyć jak kobyła to trochę mi pomożesz.
- Ty krowo ! Jak możesz, i że niby ty jesteś moim przyjacielem ? Na każdym możliwym kroku wytykasz mi wpadki, błędy, krytykujesz wszystko, dosłownie. Nie masz skrupułów, co nie ? - Rzucam w niego poduszką, łapie ją w locie i odrzuca w moją stronę, w ostatniej chwili zasłaniam twarz.
- Powiedzmy, że to odpłata za zeszłoroczny numer. Nie powinnaś była obcinać mi włosów. Wyglądałem jak cep. Skoro już goliłaś to całą powierzchnię głowy, a nie tylko kilka miejsc. Łyse placki nigdy nie będą modne. - Nie chciałam doprowadzić go do stanu krytycznego, chciałam tylko okrzesać sterczące gniazdo, wyszło jak wyszło, włosy przecież odrosną, a blizna po ostrym słowie już zawsze będzie pulsować na sercu, jego żarty też bolały.
- Jesteś potworem, wiesz ? Myślisz, że uśmiech lub chichot ukoi każdy ból, ale to nie jest prawda. On go zamaskuje, ty nie będziesz go widział, ale ja nadal będę go czuć. -Rozpadam się, przytul mnie. Odejdź, błagam. Nie podziwiaj tego cierpienia, bo zostanie w świetle chwały. Błagam, odpędź je.
- Nie mam do Ciebie siły, marudo. - Zamykam oczy. Widzę szpony smagające psychikę, sztyletujące duszę, rwące serce. Materac obok mnie ugina się, czuję jego ręce, jedna wsuwa się pode mnie, druga chwyta mnie za ramię, wspólną pracą przyciągają mnie do Marco, wtula twarz w moje włosy, gładzi plecy, ramiona, ogrzewa zziębnięte dłonie. Jest dobrze. Mimo tego, że popiół mojej duszy właśnie rozwiał wiatr. Zostałam sama we własnym istnieniu z pustym sercem, zionącym chłodem i śmiercią. Wtulam się w chłopaka, nie chcę wracać do wnętrza, gdzie nie powita mnie radosny śpiew ptaków. Zostało gniazdo z pisklętami, bez matki, która odeszła wraz z duszą.
- Mogę zasnąć ?
- Zostanę dopóki nie uśniesz.
Kiedy otwieram oczy słońce powoli wschodzi. Kiedy zasypiałam wczoraj nie było jeszcze piątej. Najwidoczniej cierpienie wyciska z człowieka więcej energii niż podstawowe czynności i obowiązki. Powoli zwlekam się z łóżka, omijam lustro szerokim łukiem w obawie, że pomimo sporej dawki snu odnajdę na twarzy masę oznak niedospania i zmęczenia.
Krytycznym okiem spoglądam na niedużą komodę obok mnie. Nie muszę ani na chwilę wysuwać szuflad ani uchylać drzwiczek, aby przeskanować dokładnie całą jej zawartość, nie miałam zbyt wielu ubrań toteż wybór nie sprawiał mi kłopotu, na dodatek musiałam mieć na względzie fakt iż część z mojej kolekcji znajduje się w praniu co tylko ułatwiało cały proces.
Otwieram komodę i wyciągam rozciągnięty zielony sweter, ciemne jeansy i biały podkoszulek.
Rozkładam ubrania na drewnianym krześle delikatnie gładząc materiał okrycia, z kwaśną miną przejeżdżam palcami po drapiących spodniach i z westchnieniem cofam się w kierunku wyjścia z pokoju.
Marco miał rację, kąpiel dobrze mi zrobi.
Letnia woda zaspokaja potrzeby zmysłów, wrzątek ogrzewa góry lodowe w sercu, chłodna struga koi oparzenia po słowach na duszy. Zabawne, prawda ? Podczas, gdy większość ludzi poszukuje złotych gór w kłosach traw - głupcy, ja znajduję brąz w słowach, srebro w drobnostkach i złoto w dotyku.
Nic nie zszywa krwawiących ran lepiej jak błyszczący czułością i miłością dotyk. Miłość i czułość - tańcowała igła z nitką...
-Violu, kochanie, możesz się pospieszyć ?
- Tak, mamo. Już wychodzę. - Po cieple, po chłodzie, po miłości, po czułości, nie ma słów, nie ma dotyku. Znów się rozpadam. " Gdzie znowu poszedłeś, aniele ? Przed chwilą byłeś. Kto mnie podtrzyma ? "
Podłoga skrzypi pod moim ciężarem, słyszę jak tyka zegar, nabija w istnieniu kolejne sekundy, strzela kolejne gole w kręgu życia. Tata pije kawę, nawyk siorbania towarzyszy mu od lat, tak samo jak pustka w oczach, nic tam nie błyszczy, żaden płomień się nie tli. "Oczy zwierciadłem duszy" Gdzie więc była dusza tatusia ?
-Dzień dobry, tato.
-Cześć, dolej mi kawy, dobrze ?
Chwytam jego wyszczerbiony kubek, podchodzę do blatu i chwytam biały dzbanek, gorąca napar spływa mi po dłoni, czuję jak płomienna struga zapala nerwy. Syczę.
-Skup się, dziecko, to prosta czynność. Nie wymaga jakiegoś szczególnego zaangażowania mózgu.
Pospiesznie otwieram serce, wpuszczam ostre słowo przez drobną szparę, wplata się w bicie, zatruwa krew, ale oczy mam czyste...
Podaję ojcu kubek, chwytam jedną kromkę chleba przygotowanego przez mamę. Szybko napycham usta, przeżuwam, przełykam, łapię kolejne sekundy życia.
W moim pokoju siadam na łóżku. Wyciągam spod poduszki ostrze od strugaczki i paczkę chusteczek higienicznych, nacinam skórę kawałek za łokciem, krew spływa. Płacz, serce, płacz. Dusza w tęczówce często płacze, żyjmy w sprawiedliwości, płacz serduszko, płacz.
Widzę, że na mnie patrzy. Zaciska węże spojrzenia na moich piersiach, talii, ramionach.
-Fran, w domu jest ciepło, zdejmij ten gruby sweter.
Trzęsącymi dłońmi odpinam guziki, zsuwam materiał z ciała. Wieszam go na oparciu krzesła. Mama ciepło się do mnie uśmiecha, czasem zapominam, że ona nic nie wie. Zapach spalonej skóry mocno drażni mi nozdrza, a gnijące serce jest oślizgłe i sflaczałe. Szkoda, że nie można wywrócić człowieka na drugą stronę, tak jak bluzkę czy spodnie. Ludzie zobaczyliby co mi zrobił. Jak podrapał psychikę, jak porwał istnienie, jak zatarł dusze, jak wyciskał łzy z oczu, jęki z ust. Chyba czuł mniejsze wyrzuty, gdy myślał, że sprawia mi przyjemność. Nie, on nie miał sumienia, jak ktoś taki mógł mieć sumienie ?
- Jesteś śliczną dziewczynką, masz duże serduszko. Lubisz kochać ludzi i zwierzątka ?
-Kocham mamusię i kocham mojego pieska. Kocham też Ciebie.
-Cóż, chcesz, żeby inni mocno cię kochali ?
-Chcę.
-Pokażę Ci jak zatrzymać miłość, jak zamknąć ją w sobie żeby zawsze istniała, dobrze ?
-Dobrze.
12 Lipca 1999 rok. Po raz pierwszy zostałam zgwałcona. To był pierwszy akapit mojej historii. Pierwsza strona koszmaru, koniec radosnego życia.
15 listopada 2002 rok. Oprawca zabił mojego psa, obrócił w proch ostatnią nadzieję na szczęśliwe życie, już nikt wpychał głowy pod moją pachę w nocy i nie zasypiał, już nikt nie merdał ogonem, gdy mnie widział, już nikt nie szczekał, już nikt nie biegał, już nikt nie bronił mnie, gdy przychodził on, aby wepchnąć we mnie miłość.
17 czerwca 2003 rok. 12 uderzeń w brzuch, 4 w głowę, 2 kopnięcia w klatkę piersiową. Kara za pierwszą obronę. Dowiedziałam się, że on nie nasyca mnie miłością, on ją ze mnie wyciska.
22 września 2005 rok. Nagrał to, nagrał wszystko co robił.
6 stycznia 2006 rok. Znalazł sposób na męczarnie psychiczne. Szeptał mi wprost do ucha co zrobił z moim psem i gołębiem z parapetu. Przestałam zostawiać chleb przy oknie.
Koniec !!!
Wiem, że krótko, ale żeby poprowadzić wątki tak jak sobie wymarzyłam muszę się ograniczać. Uchylać drobne rąbki dalszych wydarzeń. Mogłabym co prawda dodać wątek Ludmiły, aczkolwiek zmieniłam na niego perspektywę. Toteż nie jest on jeszcze dokładnie dopracowany. Długość wątku Francesci jest jednorazowa, ponieważ mam w planach od razu poznać ją z Marco, ale w następnym rozdziale. Ich wątek miał się pojawić dopiero w dwójeczce, ale nieoczekiwana zmiana planów u Ludmiły wszystko skomplikowała. Tak więc w kontynuacji możecie oczekiwać znacznej rozbudowy ^^
Dziękuję kochanym trzem osóbkom za komentarze pod prologiem.
To dużo dla mnie znaczy.
Ze wszystkiego się wywiążę :)
Z zasługi
Z wdzięczności
Z potrzeby. Zarówno mojej jak i jej.
Dzikie tango deszczu na szkarłatnej szybie. Kropla za kroplą, smuga za smugą, gonitwa w porywach namiętności.
Ciekawe czy podobnie prezentowało się to na mojej twarzy. Chyba nie.
Może był to polonez, a może walc ? A może tylko ucieczka kawałka duszy od ciała. Szczęśliwe skrawki, pojedyncze, fortunne, które za sprawą cudu znalazły szlak ucieczki.
Nie wiem, lustro nie pokazywało przeznaczenia żadnej łzy, zdjęcie nie pokazywało jej celu, a oczy innych nie dostrzegały w nich błysku sensu.
- Cuchnie tu depresją. Violetta, weź się w garść. Zrób coś dla siebie, i dla mnie przy okazji, na przykład się wykąp.
- Jesteś strasznie upierdliwy, Marco. Nie czuję zapotrzebowania na kąpiel.
- Sprostuję, mała cuchniesz. - Podnoszę wzrok znad sterty brudnych od tuszu poduch i miażdżę go irytacją wijącą się w oczach. - Tak się nie da, Viola. Jak mam Ci pomóc skoro nie mówisz mi o co konkretnie chodzi ?
- Po prostu, nie pomagaj. Tak będzie prościej, od swoich brudów mam swoje ciało.
- Dosłownie.
- Chcesz mi pomóc, a mimo tego nabijasz się ze mnie. Nieprzyjemny zapach to nie jest pretekst. Gdybyś wiedział o co chodzi nie dziwił byś się, że nie mam siły na nic. Ale nie wiesz i się nie dowiesz. Nie ode mnie. - On by zrozumiał ? Nie wiem, ryzyko nie zawsze jest opłacalne. Są wnioski, których nawet osoba najbliższa twojej duszy nie zaakceptuje, nie odbierze ich znaczenia właściwie, jak antena od telewizora na wietrze, moje wspomnienia była obrazem ukrytym za kotarą zacinających się urywek.
- Nie jesteś zbyt skora do współpracy, próbuje wyciągnąć się spod gruzu żalu, a do tego potrzeba mi spora miarka humoru. Zacznij znowu rżyć jak kobyła to trochę mi pomożesz.
- Ty krowo ! Jak możesz, i że niby ty jesteś moim przyjacielem ? Na każdym możliwym kroku wytykasz mi wpadki, błędy, krytykujesz wszystko, dosłownie. Nie masz skrupułów, co nie ? - Rzucam w niego poduszką, łapie ją w locie i odrzuca w moją stronę, w ostatniej chwili zasłaniam twarz.
- Powiedzmy, że to odpłata za zeszłoroczny numer. Nie powinnaś była obcinać mi włosów. Wyglądałem jak cep. Skoro już goliłaś to całą powierzchnię głowy, a nie tylko kilka miejsc. Łyse placki nigdy nie będą modne. - Nie chciałam doprowadzić go do stanu krytycznego, chciałam tylko okrzesać sterczące gniazdo, wyszło jak wyszło, włosy przecież odrosną, a blizna po ostrym słowie już zawsze będzie pulsować na sercu, jego żarty też bolały.
- Jesteś potworem, wiesz ? Myślisz, że uśmiech lub chichot ukoi każdy ból, ale to nie jest prawda. On go zamaskuje, ty nie będziesz go widział, ale ja nadal będę go czuć. -
- Nie mam do Ciebie siły, marudo. - Zamykam oczy. Widzę szpony smagające psychikę, sztyletujące duszę, rwące serce. Materac obok mnie ugina się, czuję jego ręce, jedna wsuwa się pode mnie, druga chwyta mnie za ramię, wspólną pracą przyciągają mnie do Marco, wtula twarz w moje włosy, gładzi plecy, ramiona, ogrzewa zziębnięte dłonie. Jest dobrze. Mimo tego, że popiół mojej duszy właśnie rozwiał wiatr. Zostałam sama we własnym istnieniu z pustym sercem, zionącym chłodem i śmiercią. Wtulam się w chłopaka, nie chcę wracać do wnętrza, gdzie nie powita mnie radosny śpiew ptaków. Zostało gniazdo z pisklętami, bez matki, która odeszła wraz z duszą.
- Mogę zasnąć ?
- Zostanę dopóki nie uśniesz.
Kiedy otwieram oczy słońce powoli wschodzi. Kiedy zasypiałam wczoraj nie było jeszcze piątej. Najwidoczniej cierpienie wyciska z człowieka więcej energii niż podstawowe czynności i obowiązki. Powoli zwlekam się z łóżka, omijam lustro szerokim łukiem w obawie, że pomimo sporej dawki snu odnajdę na twarzy masę oznak niedospania i zmęczenia.
Krytycznym okiem spoglądam na niedużą komodę obok mnie. Nie muszę ani na chwilę wysuwać szuflad ani uchylać drzwiczek, aby przeskanować dokładnie całą jej zawartość, nie miałam zbyt wielu ubrań toteż wybór nie sprawiał mi kłopotu, na dodatek musiałam mieć na względzie fakt iż część z mojej kolekcji znajduje się w praniu co tylko ułatwiało cały proces.
Otwieram komodę i wyciągam rozciągnięty zielony sweter, ciemne jeansy i biały podkoszulek.
Rozkładam ubrania na drewnianym krześle delikatnie gładząc materiał okrycia, z kwaśną miną przejeżdżam palcami po drapiących spodniach i z westchnieniem cofam się w kierunku wyjścia z pokoju.
Marco miał rację, kąpiel dobrze mi zrobi.
Letnia woda zaspokaja potrzeby zmysłów, wrzątek ogrzewa góry lodowe w sercu, chłodna struga koi oparzenia po słowach na duszy. Zabawne, prawda ? Podczas, gdy większość ludzi poszukuje złotych gór w kłosach traw - głupcy, ja znajduję brąz w słowach, srebro w drobnostkach i złoto w dotyku.
Nic nie zszywa krwawiących ran lepiej jak błyszczący czułością i miłością dotyk. Miłość i czułość - tańcowała igła z nitką...
-Violu, kochanie, możesz się pospieszyć ?
- Tak, mamo. Już wychodzę. - Po cieple, po chłodzie, po miłości, po czułości, nie ma słów, nie ma dotyku. Znów się rozpadam. " Gdzie znowu poszedłeś, aniele ? Przed chwilą byłeś. Kto mnie podtrzyma ? "
Podłoga skrzypi pod moim ciężarem, słyszę jak tyka zegar, nabija w istnieniu kolejne sekundy, strzela kolejne gole w kręgu życia. Tata pije kawę, nawyk siorbania towarzyszy mu od lat, tak samo jak pustka w oczach, nic tam nie błyszczy, żaden płomień się nie tli. "Oczy zwierciadłem duszy" Gdzie więc była dusza tatusia ?
-Dzień dobry, tato.
-Cześć, dolej mi kawy, dobrze ?
Chwytam jego wyszczerbiony kubek, podchodzę do blatu i chwytam biały dzbanek, gorąca napar spływa mi po dłoni, czuję jak płomienna struga zapala nerwy. Syczę.
-Skup się, dziecko, to prosta czynność. Nie wymaga jakiegoś szczególnego zaangażowania mózgu.
Pospiesznie otwieram serce, wpuszczam ostre słowo przez drobną szparę, wplata się w bicie, zatruwa krew, ale oczy mam czyste...
Podaję ojcu kubek, chwytam jedną kromkę chleba przygotowanego przez mamę. Szybko napycham usta, przeżuwam, przełykam, łapię kolejne sekundy życia.
W moim pokoju siadam na łóżku. Wyciągam spod poduszki ostrze od strugaczki i paczkę chusteczek higienicznych, nacinam skórę kawałek za łokciem, krew spływa. Płacz, serce, płacz. Dusza w tęczówce często płacze, żyjmy w sprawiedliwości, płacz serduszko, płacz.
Widzę, że na mnie patrzy. Zaciska węże spojrzenia na moich piersiach, talii, ramionach.
-Fran, w domu jest ciepło, zdejmij ten gruby sweter.
Trzęsącymi dłońmi odpinam guziki, zsuwam materiał z ciała. Wieszam go na oparciu krzesła. Mama ciepło się do mnie uśmiecha, czasem zapominam, że ona nic nie wie. Zapach spalonej skóry mocno drażni mi nozdrza, a gnijące serce jest oślizgłe i sflaczałe. Szkoda, że nie można wywrócić człowieka na drugą stronę, tak jak bluzkę czy spodnie. Ludzie zobaczyliby co mi zrobił. Jak podrapał psychikę, jak porwał istnienie, jak zatarł dusze, jak wyciskał łzy z oczu, jęki z ust. Chyba czuł mniejsze wyrzuty, gdy myślał, że sprawia mi przyjemność. Nie, on nie miał sumienia, jak ktoś taki mógł mieć sumienie ?
- Jesteś śliczną dziewczynką, masz duże serduszko. Lubisz kochać ludzi i zwierzątka ?
-Kocham mamusię i kocham mojego pieska. Kocham też Ciebie.
-Cóż, chcesz, żeby inni mocno cię kochali ?
-Chcę.
-Pokażę Ci jak zatrzymać miłość, jak zamknąć ją w sobie żeby zawsze istniała, dobrze ?
-Dobrze.
12 Lipca 1999 rok. Po raz pierwszy zostałam zgwałcona. To był pierwszy akapit mojej historii. Pierwsza strona koszmaru, koniec radosnego życia.
15 listopada 2002 rok. Oprawca zabił mojego psa, obrócił w proch ostatnią nadzieję na szczęśliwe życie, już nikt wpychał głowy pod moją pachę w nocy i nie zasypiał, już nikt nie merdał ogonem, gdy mnie widział, już nikt nie szczekał, już nikt nie biegał, już nikt nie bronił mnie, gdy przychodził on, aby wepchnąć we mnie miłość.
17 czerwca 2003 rok. 12 uderzeń w brzuch, 4 w głowę, 2 kopnięcia w klatkę piersiową. Kara za pierwszą obronę. Dowiedziałam się, że on nie nasyca mnie miłością, on ją ze mnie wyciska.
22 września 2005 rok. Nagrał to, nagrał wszystko co robił.
6 stycznia 2006 rok. Znalazł sposób na męczarnie psychiczne. Szeptał mi wprost do ucha co zrobił z moim psem i gołębiem z parapetu. Przestałam zostawiać chleb przy oknie.
Koniec !!!
Wiem, że krótko, ale żeby poprowadzić wątki tak jak sobie wymarzyłam muszę się ograniczać. Uchylać drobne rąbki dalszych wydarzeń. Mogłabym co prawda dodać wątek Ludmiły, aczkolwiek zmieniłam na niego perspektywę. Toteż nie jest on jeszcze dokładnie dopracowany. Długość wątku Francesci jest jednorazowa, ponieważ mam w planach od razu poznać ją z Marco, ale w następnym rozdziale. Ich wątek miał się pojawić dopiero w dwójeczce, ale nieoczekiwana zmiana planów u Ludmiły wszystko skomplikowała. Tak więc w kontynuacji możecie oczekiwać znacznej rozbudowy ^^
Dziękuję kochanym trzem osóbkom za komentarze pod prologiem.
To dużo dla mnie znaczy.
Ze wszystkiego się wywiążę :)
Wrócę tutaj niebawem, kochana. ♥
OdpowiedzUsuńWitam, witam i o zdrowie pytam!
UsuńBardzo przyjemnie się czyta, na prawdę. Poruszasz każdym zdaniem. Jesteś niesamowita. Jestem Tobą zachwycona. Serio, mówię serio. Więc moja droga Hope, pisz jak najwięcej i zachwycaj nas swoimi dziełami, bo są to na prawdę prace godne uwagi. Boże, nie masz nawet pojęcia, jak niesamowicie się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. No jeju! *.* Masz mega ogromniasty talencior, też chcę tak umieć, pff. ;*
Marco i Violetta jako przyjaciele? Ooo, bardzo odpowiada mi to połączanie. Na moje oko ta dwójka stanowi bardzo fajne i ciekawe zestawienie charakterów. U Ciebie w opowiadaniu są na serio świetni. świetnie wykreowałaś ich postacie. ;)
Violetta, ojojojoj. Na prawdę sama robisz sobie krzywdę, ach. Cięcie się pomaga na chwilę,, później już tylko bardziej wciąga, jak narkotyk. Chce się więcej i więcej. Jedyny przypadek, który mamy po części na własne życzenie. Według mnie nie jest to dobrym wyjściem z problemów. Viola, pomyśl co robisz...
Boże. Boże. Boże.
Moja biedna Francesca. Co za łajdak mógł jej zrobić coś tak strasznego. Na prawdę tracę wiary w ludzi, ugh.
Kochanie, życzę Ci szaleńcze dużo weny i chęci przy pisaniu kolejnych perełek.
Pozdrawiam, Katie. :)
Witaj ponownie, Perełko ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję za śliczny komentarz na moim blogu <3 Wiesz, że nie musiałaś go dodawać, prawda? Mimo to zrobiło mi się cieplutko na serduszku, he xx
Pewnie wiesz, że Werka tym razem nie olśni nas Swoją specyficzną inteligencją w komentarzu, gdyż wyjechała do Włoch, żeby ponownie odzyskać radość życia ^^ (Może po powrocie nie będzie taką pesymistką, pf)
Niby powinnam wiedzieć mniej więcej, o co chodzi w sytuacji Violi, ale moja świetna pamięć znowu mnie zawiodła, przez co wiem tylko tyle, ile postanowiłaś zdradzić nam w tym rozdziale :< Od teraz zapisuję sobie ważne rzeczy na kartach.
Wątpię, aby życie Violetty miało być komedią, ale sposób, w jaki to przedstawiłaś, daje naprawdę dużo powodów do śmiechu.
Zawsze uwielbiałam Marco, nieważne jak zostałby przedstawiony, a teraz czuję, że moje uczucia względem niego są jeszcze mocniejsze. Kocham jego charakter, który wykreowałaś. Pomimo odpychającego zapachu Violetty (i nie tylko), ten ciągle przy niej był i próbował ją pocieszyć. Z całych sił starał się ją rozbawić, to nic, że z nikłym skutkiem. Najważniejsze było to, że nie zostawił jej samej i w końcu postanowił ją przytulić. Czasem taki gest potrafi zdziałać więcej, niż miliony słów.
Teraz się cieszę, że nie wpakowałaś ich do łóżka xD Ich przyjaźń jest piękna i mam nadzieję, że jej nie zniszczysz ♥
Nie podobają mi się ostatnie linijki w drugim fragmencie. Boli mnie to, gdy ktoś rani siebie przez to, że ludzie postanowili, że zabawią się jego uczuciami. To, że nie daje rady, nie oznacza, że musi się jeszcze bardziej dobijać. Nikt nie wmówi mi, że to jest ucieczka, że daje ulgę. Jeżeli tak, to tylko chwilową, a potem i tak trzeba zmierzyć się z problemami.
Wiem, że lubisz opisywać historie typu "horror" (nie pamiętam, jak to wcześniej nazwałaś), ale jesteś zbyt dobrą pisarką na tworzenie tego typu dzieł. Zbyt dobrze działasz na moje zmysły, a ja jestem zbyt wrażliwa, by czytać niektóre fragmenty. Zwłaszcza te, w którym Francesca "opowiedziała" krótką, lecz jakże bolesną, historię swojego życia. Człowiek, który wyrządził tyle złego powinien smażyć się w piekle. Chociaż nie. Wydaje mi się, że to byłoby zbyt litościwą karą.
Wszystko, co stworzyłaś jest (za)piękne i mega Cię podziwiam ♥ Nie pisz, że masz kompleksy, jak czytasz moje rozdziały, bo to jest okrutnie kłamstwo, pff.
Kc <3