Jeśli popełniłeś w życiu błąd, to dedykuję ten rozdział właśnie Tobie.
Są duszami wtopionymi w błękitny bezkres.
Odzieni w chmurę usiedli na kawałku nieba. Wrośli w horyzont, zapadli się w nieskończoności. Dobiegli do mety, na skróty, nieuczciwie wieńcząc wyścig. Zostawili mnie.Wyblili kolorową szybkę w sercu, otworzyli ranę, która od lat, nacinała się obawami. Cienkie i tępe ostrze przupuszczeń, nie mogło zadać rzeczywistej rany, kilka draśnięć musnęło ściankę, wyznaczając tor dla cierpienia, które miało dopiero nadejść...i nadeszło, wyrywając rodziców z mojego życia, krusząc żywot na ziarenka, drobne jak piasek.
Teraz brakowało mi dłoni mamy, którymi za jej życia, gardziłam. Nieświadomie koiły ból. Ze znamion i blizn na ciele, wyczytywały emocje i krzywdy, chudziutkie paliczki opływały nadzieją, rozprowadzały ją po skórze jak maść na opuchliznę. Tęskniłam też za silnymi ramionami taty, które zamykały mnie w żelaznym uścisku, zawsze kiedy koszmary wpełzały pod zamknięte powieki. Zaciskał palce u przegubów dłoni, gdy przerażona rwałam włosy z głowy. Głaskał mnie po głowie, plecach i szyi, a potem zanosił mnie do swojej sypialni, gdzie układał mnie na materacu, na środku, pomiędzy sobą, a kobietą, którą kochał. I nadal kocha, tylko, że już nie w moim życiu.
Zacisnęłam palce na krańcu drapiącej pościeli, otwierając powoli oczy, usilnie starałam się, przypomnieć sobie jak znalazłam się we własnym łóżku.
Przebierając w głowie wspomnienia, natrafiłam na dokładne i szczegółowe sprawozdanie mojej nocy z Federico. Machinalnie dotknęłam dolnej wargi opuszkiem kciuka.
Niestety, odpowiedzi na pytanie, nie odnalazłam.
Zwinnym ruchem, odrzuciłam kołdrę na bok. Postawiłam stopy na białym, puchowym dywanie i gwałtownie wstałam. Kolana się pode mną ugięły, a ja, niezgrabnie, opadłam na łóżko. Ukradkiem zerknęłam na budzik przkryty cienką warstwą kurzu. Odczyt godziny, uświadomił mi, że przespałam całą dobę. Dokładnie o tej porze, dnia wczorajszego, dziadek zabrał mnie do domu. Nic więc dziwnego, że moje mięśnie się zbuntowały. Spoczywając w stadium, tak długiego bezruchu, nie mogły bezopornie podźwignąć ciężaru całego mojego ciała. Jęknęłam, wyciągając nogi przed siebie. Przez moment, zastanawiałam się, jaką reakcją przywita mnie babcia. Po śmierciu swojego jedynego dziecka zaczęła nadmiernie troszczyć się o bezpieczeństwo swojej jedynej wnuczki. Wiedziałam, że odejście jej córki zburzyło większość budowli w jej wnętrzu, kobieta, ledwo co otrząsnęła się po tej stracie, a kolejna tragedia, nie pozostawiła by w jej sercu, najmniejszej choćby ruiny, pożarła by wszystko.
- Puk, puk, zachłanna pijaczyno. - Dziadek delikatnie uchylił drzwi. Czrna, nienaganna koszula, ciasno opinała jego szczupłą sylwetkę, a idealnie skrojone jeansy zsunęły mu się z bioder, odkrywając kawałek bielizny.
- Czuję się jak naćpana.
- A skąd wiesz, jak czuje się człowiek pod wływem narkotyków ? - Postawił na stoliczku nocnym tackę z sokiem pomarańczowym i miską płatków z mlekiem.
- Tak się mówi, dziadku.
- Nie tłumacz się młodzieńczym slangiem. Pewnie pociągasz maryśkę za rogiem. Swoją drogą, zastanawiam się poważnie nad fuchą dilera narkotyków. Zostałbym miliarderem, taki niepozorny staruszek jak ja, nie wzbudził by podejrzeń. - Mężczyzna chciwie zatarł ręce. Parsknęłam śmiechem i sięgnęłam po szklakę z sokiem. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo chciało mi się pić, dopóki wilgotna ciecz nie zalała, wysuszonego na wiór gardła. - Nie śmiej się ze mnie, dziecko. Zdziwisz się jeszcze.
- A babcia ?
- Co, babcia ? Wmówię jej, że ta marihuana, którą właśnie posadziłem pod folią, to takie egzotyczme pomidory.
- Dziadku, pytam o jej reakcję. Raczej nie skakała pod sufit...
- A tu się mylisz. Jak tylko zobaczyła jak wnoszę Cię do domu, całą i zdrową popłakała się ze szczęścia. Nie była na Ciebie zła. Nie skrytykowała nawet tego, że jesteś pijana. Jednak, wątpię, aby ominęła Cię szczera rozmowa z nią. Postąpiłaś bardzo brzydko wobec babci, aczkolwiek nie twierdzę, że powinnaś czuć się jakoś szczególnie winna. Jesteś tylko nastolatką, która niedawno straciła rodziców.
- No właśnie dziadku, straciłam rodziców, pół roku temu. Wiem, że to sześć miesięcy to krótki okres, ich śmierć nadal mnie boli i mi dokucza, nie umiem pozwolić im odejść i chyba nie chcę, ale nie chcę też żyć w ciągłej żałobie. Chciałabym funkcjonować normalnie, a przynajmniej spróbować, bo tego chcieli dla mnie rodzice...żebym żyła. - Kąciki jego ust powędrowały ku górze.
- Jesteś taka dojrzała. Wiem, że nadal płaczesz za mamą i tatą, tam w środku, walczysz z demonami, jak każdy z nas. Ty i ja cierpimy, nie pozwalamy twoim rodzicom odejść, ale zaakceptowaliśmy ich śmierć, mimo, że chcielibyśmy mieć ich z powrotem to rozumiemy, że tak się nie da. Niestety, babcia, nie przyjmuje do siebie wiadomości, że oni umarli. I nie potrafi iść dalej.
- Strasznie boli mnie, że ich nie ma. Czuję, że gdybym mogła, złamałabym niebo i wysypała z niego wszystkie dusze, aby wróciły na ziemię. Ale wiem, że tak się nie da. To też boli. Chcę iść dalej, ale z nimi, nawet w postaci wspomnienia. Bo wiem, że tylko takich mogę ich na razie mieć.
- Moja mała, mądra dziewczynka. - Objął mnie ramionami, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy.
- Dziadku, kiedyś będziemy musieli pozwolić im odejść, prawda ?
- Przykro mi to powiedzieć, ale chyba tak. Nie jestem pewien jaki jest schemat życia pośmiertnego, ale podejrzewam, że umarli zostają duszą przy bliskich do czasu aż nie wykonają na ziemi pewnych spraw. Tymi sprawami mogą być właśnie rany, które zadali umierając. Zostają na ziemi tak długo, dopóki rany się nie zabliźnią. U nas, nie można mówić jeszcze o gojeniu, cięcia są jeszcze zbyt świeże. Poza tym, mocno cierpimy, bo czas nie zdążył jeszcze zacząć koić bólu, rozdrapujemy strupy, ale w końcu uda nam się zatamować krwawienie i założyć szwy na rany. Kiedy wszystko się poukłada, a przynajmniej oporządzi, odsuną się od ziemi tylko po to, aby poczekać na Ciebie w waszym niebie.
- Ale czemu nie mogą poczekać na mnie tutaj ?
- Dusze także pragną stabilizacji, chcą mieć swój dom. Okres przebywania na ziemi po śmierci jest czasem na dopełnienie pewnych spraw i ostateczne pożegnanie ze światem ludzkim. Myślę, że kiedy dusza pójdzie już do nieba to nie możliwości powrotu. Dlatego też człowiek musi pozwolić umarłym odejść. Twoi rodzice nie wybaczyli by sobie, gdyby odeszli zanim ty byś się podźwignęła. Bo teraz są i ty to wiesz, to podnosi Cię na duchu, pozwala mało wiele funkcjonować. Rozumiesz, kochanie ?
- Tak, dziadku. Jeśli rodzice odeszli by teraz, to tak jakby odeszli bez pożegnania, zostaną dopóki ja nie będę gotowa, aby powiedzieć im "do zobaczenia". Dobrze Cię zrozumiałam ?
- Idealnie. Poza tym, uważam, że twoi rodzice robią wszystko, aby pomoć Ci znieść ból twoich ran. To ich pośmiertna misja.
- To wszystko prowadzi ku jednemu. Kiedyś będę musiała pozwolić im odejść.
Pojedynczy promyk słońca wbił się do pokoju przez szparę w zasłonach, zatańczył na gładkiej tafli lustra, zaiskrzył, rozpalił w sercu nową wiarę. Dziadek już nic nie powiedział. Siedział tylko, czule gładząc mnie po ramieniu.
- Muszę porozmawiać z babcią - powiedziałam powoli wstając. Tym razem, udało się, bez większych nieudanych akrobacji.
Babcia była na dole. Kroiła pomidory w kostkę. Miała na sobie jedwabną, koronkową bluzkę i czarne luźne spodnie. Swoje cieniutkie, zsiwiałe włosy związała starą jak świat gumką.
- Babciu... - szepnęłam zaciskając palce na rączce lodówki. Kobieta odwróciła się w moją stronę i zmierzyła lodowatym spojrzeniem. - Tak strasznie Cię przepraszam, byłam głupia. - Milczała miąc w dłoniach czerwoną ściereczkę. Z czasem jednak się odezwała.
- Owszem, Ludmiło, postąpiłaś nieodpowiedzialnie. Naraziłaś mnie na poważny stres. Niemniej jednak, nie jestem tak zła jak myślisz. Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa. Swoim krzykiem nie zmienię przeszłości. - Gdyby tak było, mama by żyła. Pomyślałam - Jednak chcę Cię uprzedzić, że kolejny taki wybryk nie ujdzie Ci płazem. Nie chcę wiedzieć gdzie byłaś i co robiłaś. Ważne jest to, że żyjesz, nic innego się dla mnie nie liczy. - Odetchnęłam z ulgą i podbiegłam do babci. Kobieta objęła mnie swoimi ramionami i przyłożyła moją głowę do swojej piersi. Lubiłam słuchać jak bije jej serce.
Reszta dnia minęła mi na wylegiwaniu się w łóżku, dziadkowie uparli się, że muszę zregenorować siły. Mimo iż twierdziłam, że 24 godziny snu w pełni mi wystarczyły. Dziadek jednak powiedział, że powinnam jeszcze wyleżeć kilka godzin. Pełna energii i chęci do robienia czegokolwiek czułam się jak więzień skuty w kajdany.
Mimo oporów, kilka razy uciełam sobie dosyć długie drzemki. Byłam zdziwiona tak silnym osłabieniem.
O godzinie dziesiątej, ze snu wyrwał mnie dźwięk komórki. Otumaniona przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo ?
- Cześć, mała. - Rozpoznałabym ten głos wszędzie. Ślady nieprzytomności, które przed chwilą mnie pokrywały, nagle zniknęły.
- Federico... - szepnęłam na tyle głośno, aby chłopak mnie usłyszał. Poczułam jak serce przyspiesza rytm, dudni mi w piersi, wprowadza do głowy stan nieposkromionego szczęścia.
- Będę pod twoim domem za pół godziny, wyjdź, dobrze ?
- No dobrze.
Potem połączenie zostało przerwane. Powoli wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki, gorący prysznic, które skutecznie rozluźnił spięte mieśnie, dokładnie namydliłam ciało truskawkowym żelem pod prysznic. Chciałam spłukać z siebie cały stres, niedługo będzie tu chłopak, z którym po pijaku całowałam się na jakieś słabej imprezie z ogniskiem, jak miałam się zachowywać ? Udawać, że nic się nie stało ? A może przeprosić za moją erotyczną prośbę ? Pełna nowych obaw i niejasności wyszłam z kabiny, Owinęłam swoje ciało miękkim ręczniekiem i wysuszyłam świeżo umyte włosy. Prote kaskady natychmiast zmieniły się w spływające po plecah i ramionach, złote pąklę. Wyszorowałam zęby i w pośpiechu opuściłam łazienkę. Wyciągnęłam z komody czystą bieliznę, którą od razu na siebie założyłam, zostawiając ręcznik na ziemi podeszłam do szafy i wyjęłam z niej obcisłe jeansy, biały top i pastelowo - różową bluzę. Na nogi wciągnęłam jeszcze trampki i spsikałam się lekko ukochanymi perfumami. Skontrolowałam czas. Miałam jeszcze pięć minut do wyznaczonej godziny. Powli otworzyłam okno i wdrapałam się na parapet. Zejście na dół było bardzo proste. Wystarczyło umieścić czubek buty w dziurze niewiele niżej i powoli opuścić się trochę ku dołowi, aż do kamiennego gzymsu, który odnajdywałam pod sobą wolną stopą. Stamtąd należało po prostu zejść po wysuniętych cegłach jak po szczeblach od drabiny na przymocowany śrubami, wysoki blat, który pomagał dziadkowi przy zajęciach w ogrodzie. Niechcący zrzuciłam ze stolika grabie, które cicho uderzyły o wilgotną ziemię. Kiedy zanurzyłam stopy w miękkiej trawie odłożyłam narzędzie na miejsce. Po cichu ruszyłam w stronę przodu domu. Niemal natychmiast usłyszałam warkot motoru. Uśmiechnęłam się mimowolnie, a serce zrobiło fikołka, rzucając niedbale duszą na boki.
Zatrzymał się tuż przy krawężniku, zsiadł z motoru i uśmiechnął się zniewalająco. Przyłożyłam palec do ust, tym samym nakazując mu ciszę. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie na okno sypialni dziadków, światło nadal było zgaszone, odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w stronę chłopaka.
- Co się dzieję ? - zapytał wyraźnie zaniepokojony.
- Nie chcę obudzić dziadk... - urwałam, nie chciałam, aby wiedział o śmierci moich rodziców, już wystarczająco dużo ludzi składało mi nędzne kondolencje, współczuło mi i powtarzało, że wszystko będzie dobrze. Chciałam przeżyć żałobę w gronie ludzi, którzy mnie rozumieli, którzy stracili to samo co ja. - Pozostałych domowników - dokończyłam pospiesznie.
- To może zabrzmi dziwnie, ale musiałem Cię zobaczyć. Wczoraj zniknęłaś, martwiłem się dopóki nie znalazłem kartki z namiarami na Ciebie. - Podeszłam bliżej i oparłam dłonie na siodełku motoru.
- To nie brzmi dziwnie, zostawiłam Ci mój numer i adres, bo miałam nadzieję, że to nie koniec naszej znajomości.
- Całowaliśmy się - przypomniał mi.
- Tak - szepnęłam kryjąc buzię za grubymi kosmykami włosów. Poczułam jak palce włocha, odgarniają mi włosy z twarzy, kciukiem smagnął mój policzek.
- Nie żałuję - powiedział dotykając opuszkami mojej dolnej wargi.
- Co robisz ? - spytałam łapiąc go za nadgarstek i odpychając lekko jego dłoń.
- Przepraszam. - Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie masz za co. Ja - zawahałam się, wzięłam głęboki oddech - ja również nie żałuję tego pocałunku.
Obszedł motor i stanął tuż za mną, szybko odwróciłam się w jego stronę. Jego dłonie powędrowały na siodełko, ułożył je po obu stronach mojej talii. Pochylił się i zaczął brutalnie przyciskać swoje usta do moich. Jęknęłam cicho i zarzuciłam mu ręce na szyję, tym samym, przyciągając go bliżej. Przylgnęłam do niego całym ciałem. Poczułam jak zaciska palce na moich biodrach. Czułam się, jakbym wyłączyła cały świat. Moje serce, dusza i umysł, zostały zamknięte gdzieś w naszym uścisku, pojedyncze słowa spływały po wargach i uciekały skazane na zapomnienie. Nie rozumiałam jak chłopak, który nic o mnie nie wiedział, potrafił otworzyć te wszystkie zamki w moim ciele, jak doprowadzał mnie do stanu euforii pieszcząc ustami skórę tuż za uchem. I najważniejsze : jak udawało mu się koić ból, wspomagać regenaracje podziurawionej duszy, rozciągać uśmiech na mojej twarzy i sercu, kiedy w moim życiu tak źle się działo ?
***
- Proszę, nie - szepnęłam zasłaniając siostrę własnym ciałem. Była taka mała, nie powinna była stać się kolejną zabawką Gabriela. Przez tyle lat, robiłam wszystko, aby uchronić ją, przed obliczem ojczyma, którego ona nie znała, którego nie rozumiała, nie chciałam, aby teraz cały mój wysiłek okazał się stracony.
- Dobrze Ci radzę, odsuń się. - Agnes, głośno pociągnęła nosem.
- Zostaw ją. To dziecko, to nie powinno jej dotyczyć. Ona, to nie ja, Gabrielu. Ją ma kto ochronić przed Tobą. Biorę pełną odpowiedzialność za zadrapania tego chłopca. Powinnam lepiej pilnować dzieci. - Widziałam jak zaciska dłonie w pięści, jak pozwala całemu gniewowi spłynąć po ramionach do rąk. Skumulowana w nich złość, zwiększała siłę ciosów. Popchnęłam siostrę w kierunku drzwi.
- Idź do mojego pokoju, poglądaj bajki. - Skinęła głową i wybiegła. Ona nie rozumiała, nie znała jeszcze takich przeszkód w życiu, a ja nie chciałam, by musiała je poznawać. Agnes była jego córką, ale obawiałam się, że ten fakt, nie powstrzyma jego pragnień. Był jak obłąkany, a moje istnienie, było talią kart w jego dłoniach. Nie chciałam takiego życia dla siostry, pragnęłam, aby jej istnienia nie skruszyły jego dłonie, które zawsze niosły działalność destrukcyjną. Używał ich tylko po to, aby burzyć ostatnie fundamenty psychiki w mojej głowie, wniósł nieznośny ból w moje ciało używając tylko rąk, którymi kierowały jedynie wściekłość lub pożądanie.
- Nieznośna, smarkulo. Nie będziesz bronić mojej córki przede mną. Będę z nią robił co mi się żywnie podoba. Nie martw się, o Tobie nie zapomnę. Obie będziecie pokazywać mi miłość. Agnes, musi nauczyć się tego jak najszybciej, chcę zobaczyć, jak moje dziecko kocha tatusia, a ty mi w tym nie przeszkodzisz. - Podszedł do mnie i mocno się zamachnął, poczułam jego pięść na swoim policzku, siła ciosu odrzuciła mnie na łóżko, skóra piekła i pulsowała, zwinęłam się w kłębek chowając głowę między kolanami. Nie żałował sobie.Przez kolejne kilka minut ranił każdą część mojego ciała. Katowanie żywych istot miał we krwi, otumaniony złością nie potrafił się kontrolować. Nawet w obecności mamy puszczały mu nerwy, ale wtedy udawało mu się trafić w stół albo komodę, przy mamie byłyśmy nietykalne, Gabriele nie chciał, aby kobieta, z którą jest w stałym związku od kilku lat spostrzegła, że związała się z kimś, o kim w rzeczywistości nie ma bladego pojęcia. Prawdziwe oblicze mojego ojczyma, było jej obce, nigdy nie miała z nim bliższej styczności. Kiedy Gabriele w pośpiechu opuścił mój pokój, każda skrawek ciała palił, czułam jak po czole cieknie mi strużka krwi, a nadgarstek puchnie. Nie miałam siły, aby się podnieść, nie miałam siły, aby wypełnić płuca większą dawką tlenu, brałam szybkie i płytkie wdechy starając się uspokoić skołatane nerwy. Bałam się, że poszedł do Agnes, ale chwilowy paraliż nóg nie pozwolił mi się wstać. Mocniej skuliłam się na łóżku wplątując palce w wełniany, przeplatany koc. Krew zmieszała się ze łzami, rozrzedzona plamiła pościel.
Ten rodzaj przemocy, nie potrafił smagnąć ani mojej duszy, ani serca. Całe cierpienie i ból gromadziło się na skórze i tam pozostawało. Byłam wdzięczna losowi, że chociaż na to jestem odporna. Ciągłe upokorzenia i sadystyczne rozkazy już wystarczająco burzyły moją kontrukcję, czułam jak wszystkie budowle mojego serca rozpadały się, podmywane łzami o działalności erozyjnej.
Po kilku minutach prób, udało mi się wyrównać oddech. Odzyskałam też pełną władzę nod nogami, powoli się podniosłam, asekurując się nocnym stolikiem. Pokój przed moimi oczami, zwirował. Zacisnęłam powieki, pragnąc pozbyć się uczucia otępienia i bezwładu.
- Agnes - szepnęłam zbierając w różnyh zakamrkach ciała pozostałości po sile, która uciekła wraz ze łzami i krwią. Ruszyłam przed siebie przy granicy mebli, aby móc się wygodnie podtrzymać.
W moim pokoju znalazłam siostrę, z głową pomiędzy kolanami.
- Agnes - powiedziełam kumulując całą pozostałą energię w głosie. Podniosła twarz, miała rozciętą wargę i krwiaka na ramieniu. Jednak ją dopadł, nie udało mi się jej ochronić...
Powieki miałam ciężkie, ale dzielnie stawiałam czoło ogarniającemu ciało i zmysły zmęczeniu. Przemyłam wargę Agnes wodą utlenioną, a krwiaka starannie zabandażowałam. Kiedy sama spojrzałam w lustro, aby ocenić powagę moich ran nie znalazłam niczego okropnego. Miałam rozcięty łuk brwiowy, ale rana była płytka, problem stanowił tylko opuchnięty nadgarstek. Starannie go usztywniłam i obejrzałam resztę ciała. Wyglądało na to, że przez kilka dni będę musiała ukrywać powierzchowne siniaki pod długimi rękawami swetra, ale nie stanowiło to większego problemu. Kiedy zmyłam z twarzy zaschniętą krew i zalepiłam rozcięcie cielistym plastrem, mogłam spokojnie stwerdzić, że nic poważnego mi nie grozi.
Obrażenia mojej siostry, również nie wymagały interwencji lekarza, ale bałam się tego demona, który właśnie zamieszkał w jej sercu i głowie. Gabriele, jeszcze nigdy nie podniósł na nią ręki, dzisiaj jednak, nie umiał już hamować wrodzonych odruchów. Zapoczątkował w jej życiu przemoc, której od dziś, będzie używał regularnie. On nie widział granic, jego czyny były jak wyścig, miały start, ale niestety, mało kiedy udało się znaleźć metę.
Ten rodzaj przemocy, nie potrafił smagnąć ani mojej duszy, ani serca. Całe cierpienie i ból gromadziło się na skórze i tam pozostawało. Byłam wdzięczna losowi, że chociaż na to jestem odporna. Ciągłe upokorzenia i sadystyczne rozkazy już wystarczająco burzyły moją kontrukcję, czułam jak wszystkie budowle mojego serca rozpadały się, podmywane łzami o działalności erozyjnej.
Po kilku minutach prób, udało mi się wyrównać oddech. Odzyskałam też pełną władzę nod nogami, powoli się podniosłam, asekurując się nocnym stolikiem. Pokój przed moimi oczami, zwirował. Zacisnęłam powieki, pragnąc pozbyć się uczucia otępienia i bezwładu.
- Agnes - szepnęłam zbierając w różnyh zakamrkach ciała pozostałości po sile, która uciekła wraz ze łzami i krwią. Ruszyłam przed siebie przy granicy mebli, aby móc się wygodnie podtrzymać.
W moim pokoju znalazłam siostrę, z głową pomiędzy kolanami.
- Agnes - powiedziełam kumulując całą pozostałą energię w głosie. Podniosła twarz, miała rozciętą wargę i krwiaka na ramieniu. Jednak ją dopadł, nie udało mi się jej ochronić...
Powieki miałam ciężkie, ale dzielnie stawiałam czoło ogarniającemu ciało i zmysły zmęczeniu. Przemyłam wargę Agnes wodą utlenioną, a krwiaka starannie zabandażowałam. Kiedy sama spojrzałam w lustro, aby ocenić powagę moich ran nie znalazłam niczego okropnego. Miałam rozcięty łuk brwiowy, ale rana była płytka, problem stanowił tylko opuchnięty nadgarstek. Starannie go usztywniłam i obejrzałam resztę ciała. Wyglądało na to, że przez kilka dni będę musiała ukrywać powierzchowne siniaki pod długimi rękawami swetra, ale nie stanowiło to większego problemu. Kiedy zmyłam z twarzy zaschniętą krew i zalepiłam rozcięcie cielistym plastrem, mogłam spokojnie stwerdzić, że nic poważnego mi nie grozi.
Obrażenia mojej siostry, również nie wymagały interwencji lekarza, ale bałam się tego demona, który właśnie zamieszkał w jej sercu i głowie. Gabriele, jeszcze nigdy nie podniósł na nią ręki, dzisiaj jednak, nie umiał już hamować wrodzonych odruchów. Zapoczątkował w jej życiu przemoc, której od dziś, będzie używał regularnie. On nie widział granic, jego czyny były jak wyścig, miały start, ale niestety, mało kiedy udało się znaleźć metę.
KONIEC
Chyba po raz pierwszy, udało mi się dodać rozdział w wyznaczonym terminie. Przyznam, że to nie mała satysfakcja.
Jak pewnie zauważyliście, wątek Francesci jest bardzo skromny, a w jej fragmentach przeważają szczegóły. Dzisiejszy rozdział jest bardo dobrym przykładem, ale fabuła historii naszej Włoszko opiera się na szczegółach, gdyż sam jej wątek jest bardzo ciężki. Molestowanie seksualne, jest tematem bardzo trudnym i staram się go podźwignąć, ale aby to zrobić muszę dbać o najmniejsze detale. Początek przemocy nad młodzą siostrą Francesci, jest elementem kluczowym do dalszej drogi.
Teraz, nasza bohaterka będzie zmagać się nie tylko z własną psychiką i z własnymi problemami, teraz będzie musiała troszczyć się o bezpieczeństwo i samopoczuciue dziewczynki. Dodam jescze, że w przyszłości, to od Agnes, Marco dowie się o ciemnej stronie życia dziewczyny. Ale wszystko w swoim czasie.
Dobrze, kochani. Nie będę zbędnie przedłużać. Do zobaczenia.
Ps. Wszelkie braki w komentarzach nadrobię.